„To, co robię na termach, jest związane z niesieniem pomocy innym. Cieszy mnie to, że dzięki mojemu zaangażowaniu ktoś na drugi dzień czuje się lepiej, jest bardziej zrelaksowany i zadowolony, bo zostawił w saunie swoje troski. Po klientach widać, że naprawdę są za to wdzięczni”. Jacek jest saunamistrzem, dbającym (nie tylko) o fizyczne zdrowie klientów. W rozmowie ze mną opowiada o swojej pasji i wierze.
Zdjęcie główne: Ron Lach / Pexels
Piotr Kosiarski: Zanim zostałeś saunamistrzem…
Jacek Pyrzyński: Trafiłem do saunarium, poszukując groty solnej. Na początku chodziłem do term na Sodowej w Krakowie, później na Dekerta. Atmosfera była bardzo dobra, a ludzie – przyjaźnie nastawieni. Regularnie odbywały się tam seanse saunowe, które bardzo mi się spodobały. Następnie żona kupiła mi na urodziny ręczniki (śmiech). I tak zacząłem machać, najpierw jako klient; później wszedłem we współpracę z Termami Krakowskimi.
Zacząłeś machać?
Gdy osoby niemające styczności z sauną pytają mnie, co tam właściwie robię, odpowiadam, że macham do ludzi ręcznikiem (śmiech). Jeśli ktoś jest zainteresowany, rozwijam temat dalej.
Jestem zainteresowany (śmiech).
Seanse saunowe łączą w sobie formę aromaterapii i fizykoterapii. W ich trakcie wykorzystuje się różne aromaty, które są najczęściej dozowane na uformowaną z lodu kulę; kładzie się ją na rozgrzanych kamieniach i polewa wodą. Aromat wraz z parą unosi się do góry. Saunamistrz ma za zadanie wprawić gorące powietrze w ruch – stąd machanie ręcznikiem. U osób znajdujących się w saunie następuje termoregulacja – reakcja obronna. Ich ciała zaczynają się pocić. Organizm jest pobudzany wysoką temperaturą, otwierają się pory i usuwane są niekorzystne dla zdrowia związki. Zaczyna pracować układ mięśniowy, który relaksuje się i odpręża. Pobudzony zostaje również układ krwionośny, krew przepływa szybciej, a organizm się regeneruje. Seans saunowy można porównać do treningu, jednak w saunie człowiek dodatkowo wycisza się i odpoczywa.
Jak pachną seanse, które prowadzisz?
Ja najbardziej lubię seanse oczyszczające górne drogi oddechowe oraz poprawiające odporność. W ich trakcie stosowane są aromaty zawierające witaminę C, na przykład cytrusy i sosna. W saunie sprawdzają się również zioła zawierające naturalne antybiotyki.
Od tego, jakie wybiorę aromaty, zależy efekt; można oddziaływać na otwieralność porów, oczyszczanie zatok, odporność.
Seans saunowy może być z muzyką lub bez.
Około godziny 17:00 ludzie najczęściej są zmęczeni po pracy i wtedy staramy się robić seanse w ciszy lub w formie rozmowy. Można wtedy naprawdę odpocząć. Na szaleństwo przychodzi pora wieczorem; wtedy puszczamy dynamiczną muzykę, a saunamistrzowie machają ręcznikami w jej rytm.
Seans może być również przeprowadzony w stylu tradycyjnej ruskiej bani – z masażem witkami brzozowymi, ujędrniającymi i oczyszczającymi skórę, lub dębowymi, które ją osuszają.
Występują również seanse dymne, w czasie których – zamiast klasycznych olejków eterycznych – używa się żywicy, ziół lub kory, które są palone. Podczas takich seansów świetnie sprawdza się na przykład bursztyn, a z ziół – yerba lub biała szałwia.
Każdy może?
Przeszkodami w saunowaniu mogą być ostre schorzenia układu krwionośnego lub stany nowotworowe. Lekarz na pewno rozwieje wszelkie wątpliwości.
A dzieci?
Przed trzecim rokiem życia ciało człowieka nie ma jeszcze wykształconego mechanizmu termoregulacji, więc może to być niebezpieczne. Finowie jednak od małego uczą dzieci korzystania z sauny. Przez to, że robią to regularnie, ich dzieci mają saunę we krwi. Najmłodsze dziecko, które spotkałem w saunie, miało siedem miesięcy, a jego rodzicami byli właśnie Finowie.
Według saunowego savoir-vivre’u w czasie seansów powinno się siedzieć nago, na ręczniku, żeby żadna część ciała nie dotykała desek.
Nie do końca tak jest, że w saunie powinno się przebywać nago. Strefa beztekstylna, która rzeczywiście obowiązuje na terenie term, służy przede wszystkim zdrowiu gości. Ale nie jest to strefa nagości. W saunie można przecież siedzieć, będąc owiniętym jednym ręcznikiem, a stopy trzymać na drugim, by nie dotykały desek.
Zawsze gdy ktoś przychodzi do nas pierwszy raz i dowiaduje się, że na teren term nie może wejść w stroju kąpielowym, jest zdziwiony. Wtedy tłumaczymy, że jedyne, co musi zrobić, to przebrać się w ręcznik. Uspokajamy, że nie musi rozbierać się do naga i tak paradować (śmiech). Jeśli ktoś zaczyna chodzić po saunarium bez ręcznika, podchodzimy i zwracamy uwagę; mimo wszystko na termach mogą przebywać ludzie, którym nie do końca się to podoba, nie są do tego przyzwyczajeni i tak dalej…
A jednak częściej zdarza się, że ludzie nie zabierają do sauny dwóch ręczników tylko jeden i siedzą na nim nago.
Do sauny wchodzi się po to, by się zrelaksować, wyciszyć, odprężyć, usiąść w zaciemnionym pomieszczeniu i odpocząć. Wtedy zapomina się o nagości.
Jak Ty podchodzisz do tematu nagości?
Przez piętnaście lat byłem w Ruchu Światło-Życie. Moi znajomi wiedzą doskonale, że biorę udział w ceremoniach saunowych, że sauna to jest coś, co lubię. Kiedy zaczynam im opowiadać o szczegółach, często pada pytanie: „Jak to się ma do twojej wiary, do przykazań?”. Odpowiadam, że do nagości podchodzę z dużym dystansem.
Nawet wtedy gdy widzisz nagą kobietę?
To jest tak jak z wizytą u lekarza. Wtedy też czasami trzeba się rozebrać. Ja traktuję to czysto zawodowo. Wierz mi, że nawet nie ma czasu się dokładnie przypatrzeć (śmiech). Machnie się dwa razy i idzie się dalej. Jeżeli podchodzi się do tego w sposób zdrowy, wszystko jest w porządku.
Mężczyźni to wzrokowcy. Czy kobiety mają powód, by czuć się w saunie źle?
W saunie każdy znajdzie miejsce i czas dla siebie. Są godziny tuż po otwarciu albo tuż przed zamknięciem, kiedy ludzi jest mniej – kobiety mogą wtedy przyjść, odprężyć się, odpocząć. Jeśli mimo to odczuwałyby dyskomfort, to – jeszcze raz podkreślam – u nas nie ma obowiązku rozbierania się. Co więcej, organizowane są też wieczory wyłącznie dla pań. Jeśli któraś z nich wstydzi się męskiego wzroku, to może przyjść na taki seans – na Sodowej w każdy wtorek, na Bronowicach w każdy drugi poniedziałek, w Forum w każdy ostatni piątek miesiąca.
A więc ważna jest normalność.
Może to zabrzmieć jak oskarżenie, ale podejście do nagości to moim zdaniem typowo polski problem. Byłem już w wielu europejskich saunariach – w Czechach, w Niemczech, w Austrii, na Słowacji – jakoś tam ludzie nie mają problemu z nagością. To nie jest tak, że Niemcy nie mają wstydu; oni po prostu nabrali dystansu, nie wspominając już o Finach czy Norwegach. Dla nich saunowanie to kwestia prozdrowotna, a nie oznaka wykolejenia. W termach panuje atmosfera bez podziałów. Każdy jest mile widziany, bez względu na kolor skóry, poglądy i wyznanie.
Mieliśmy kiedyś grupę kilku ortodoksyjnych Żydów, którzy zapłacili i zaczęli mieć problem, bo „kazaliśmy im się publicznie rozbierać”, a im „religia na to nie pozwala”. Ale znalazło się rozwiązanie – dostali po jeszcze jednej parze ręczników. Nie było z tym żadnego problemu.
Moda na saunowanie jest w naszym kraju stosunkowo młoda. Jaki kraj jest kolebką sauny?
Seanse saunowe odbywają się w Polsce od jakichś dziesięciu lat; sauny były jednak popularne już dużo wcześniej. Usługi związane z odnową biologiczną są coraz bardziej dostępne i przystępne cenowo, a miejsca, w których można z nich korzystać, rozwijają się dynamicznie.
Jeśli chodzi o to, gdzie na świecie rozwinęła się tradycja saunowania, jedne podręczniki mówią, że stało się to w łaźniach rzymskich, inne – w baniach litewskich lub rosyjskich. Najwięcej saun mają jednak Finowie; ich sauna jest też najbardziej popularna. Stąd wniosek, że kolebką sauny jest Finlandia.
Do Polski moda na saunowanie dotarła bezpośrednio z Niemiec, za pośrednictwem mojego kolegi – o ile pamiętam, wszystko zaczęło się w Dąbrowie Górniczej; tam były prowadzone pierwsze seanse, potem rozprzestrzeniały się na Górny i Dolny Śląsk, później na Małopolskę. Obecnie seanse saunowe cieszą się coraz większą popularnością. W Małopolsce i na Śląsku mamy kilka większych ośrodków saunowych. W tym momencie największa sauna na świecie powstaje w Czeladzi. Docelowo ma pomieścić trzysta osób. We wrześniu będą się tam odbywać mistrzostwa świata.
Jak na mistrzostwach radzą sobie Polacy?
W 2019 roku Polka, Karolina Jarząbek, została mistrzynią świata. Drużynowo też zwyciężyli Polacy – Kasia Klajn i Łukasz Dłużniewski. Rok wcześniej mistrzem świat został Maciej Piczura, a w konkursie drużynowym – Maciek Piczura i Karolina Jarząbek. Jesteśmy więc najlepsi w kategorii seansów-show.
Specyficznym turniejem jest Herbal Cup, w czasie którego nie można puścić mocniejszej muzyki ani nawet mocniej machnąć ręcznikiem. Niektórzy uważają, że jest to najnudniejszy turniej świata; chodzi w nim głównie o relaksację. Przed ostatnimi zawodami Czesi powiedzieli: „Bez dwóch zdań jesteście mistrzami świata w robieniu show, teraz pokażcie, jak robicie relaks”.
I co?
No… Troszkę nam jeszcze brakuje (śmiech). Chociaż w 2019 roku Damian Rurarz znacząco podniósł poprzeczkę – ogromny szacunek za seans, który zrobił.
Skoro Polacy znają kulturę saunowania i świetnie radzą sobie w mistrzostwach, skąd biorą się żarty w stylu: Finowie mają saunę fińską, Rosjanie ruską banię, a Polacy…
…smażalnię gaci?
Właśnie (śmiech).
Myślę, że ludzie się wstydzą. Wiele saun znajduje się przy basenach, a na basen często chodzi się z dziećmi; żeby uniknąć kłopotliwych pytań z ich strony, łatwiej jest wejść do sauny w kąpielówkach.
Dlaczego saunowanie w stroju kąpielowym to zły pomysł?
Tylko w niewielu przypadkach znamy dokładny skład materiału, z którego zrobiony jest strój; skoro musi być wytrzymały i odporny na chlor, na pewno są w nim olbrzymie ilości syntetyków. Taki skład zaburza termoregulację; skóra nie oddycha tak, jak powinna. Poza tym ciepło i wilgoć to doskonałe warunki do rozwoju bakterii. Jeśli dodamy do tego pot i chlor z basenu, nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Jakie są zasady poprawnego saunowania?
W saunie powinno się zachować ciszę. Ludzie do nas przychodzą, żeby się wyciszyć, i warto to uszanować; dajmy sobie i innym odpocząć. Pilnujmy, aby ciało było na ręczniku, a problemy – zostawmy w szatni.
Jak długo przebywać w saunie, żeby sobie nie zaszkodzić?
Zacznijmy od tego, że przed wejściem do sauny należy wziąć prysznic i wytrzeć ciało ręcznikiem. Pierwsze saunowanie powinno trwać maksymalnie 15 minut; wszystko zależy od nagrzania sauny i panującej wewnątrz wilgotności. Niektórzy wytrzymają kwadrans, inni wyjdą po 5 minutach. Ważne, by słuchać organizmu; jak mamy dość, powinniśmy wyjść. Każdy organizm jest inny i nie da się go oszukać; będzie się bronił „rękami i nogami” i w pewnym momencie da nam znać, że powinniśmy saunę opuścić.
Po wyjściu należy się schłodzić. Ja osobiście polecam najpierw wyjść na zewnątrz, wziąć kilka oddechów i dopiero potem zimny prysznic. Prysznic można też wziąć bezpośrednio po saunie, ale w letniej wodzie, zawsze od stóp w kierunku serca, nigdy odwrotnie! Nie wolno wylewać zimnej wody z beczki bezpośrednio na głowę; może to doprowadzić do poważnych problemów zdrowotnych. Z kolei za słabe schłodzenie wiąże się na przykład z problemami z zaśnięciem i bólami głowy.
Po schłodzeniu powinniśmy odpocząć – tyle samo minut, ile spędziliśmy w saunie.
Taki cykl można powtórzyć 3, 4 razy. Zawsze należy jednak słuchać organizmu.
Trudno być saunamistrzem?
Kiedy człowiek macha jakiś czas ręcznikiem, jego organizm przyzwyczaja się i łatwiej znosi wysoką temperaturę. Poza tym w czasie seansu saunamistrz odpycha od siebie gorące powietrze, więc nie jest tak bardzo na nie narażony. Na koniec dodam, że tłuszcz jest doskonałym izolatorem, więc mam łatwiej (śmiech).
To bezpieczne?
Jeśli nie odwodnimy organizmu i zachowamy podstawowe środki bezpieczeństwa, to tak. Trzeba uważać, by nie przewrócić się na rozlanej wodzie lub nie dotknąć rozgrzanego pieca. Panie, które prowadzą seanse, powinny pamiętać o systematycznych badaniach hormonalnych, ze względu na wyrzuty hormonów, które następują pod wpływem ciepła.
Jak godzisz swoją pasję z pracą zawodową?
Zawodowo zajmuję się zabezpieczeniem pracowników w środki ochrony indywidualnej. Rozmawiam z ludźmi i sprawdzam, czego potrzebują. Generalnie przebywam wśród ludzi. Moja pasja saunamistrzowska to również przebywanie z ludźmi. Rozmawiam z osobami, które przychodzą na termy, zdobywam nowe kontakty – także biznesowe! Jednego z najlepszych klientów poznałem właśnie w saunie.
Dodam, że w saunie podjąłem również decyzję o zmianie pracy. W spokoju, w ciszy, rozważając wszystkie za i przeciw.
Prowadzone przez Ciebie seanse są zawsze dopracowane.
Staram się nigdy nie robić seansu na „odwal się”. Są takie dni, kiedy w pracy zawodowej jest ciężko i wieczorem nie chce mi się machać… Ale mimo to nigdy nie byłem na termach, bo musiałem. Zawsze robię to z chęcią.
Zawodowo pracuję od poniedziałku do piątku; w czasie mojej pracy dużo jeżdżę samochodem. Czas spędzony za kierownicą staram się wykorzystać na rozmowę ze znajomym lub z klientem. Ale kiedy nie ma z kim pogadać, jeżdżę w skupieniu i w samotności. Gdy nie ma się do kogo odezwać, staram się podzielić czas na dwie części. Po pierwsze, mogę się wtedy pomodlić – pamiętam o znajomych, rodzinie, bliskich – to jest na pierwszym miejscu. Drugą część czasu wypełniam planowaniem seansów i wyborem muzyki…
Zabierasz żonę na saunę?
Tak, moja żona chodzi ze mną na saunę (śmiech). Na termach mamy wspólnych znajomych i przyjaciół. W moim życiu rodzina jest zawsze na pierwszym miejscu. Jeśli coś jest nie tak, życie zawodowe i pasja zostają z boku; to kwestia ułożenia sobie czasu.
Niektórzy w wolnym czasie lubią poczytać książkę, inni wolą iść do sauny, a jeszcze inni – poczytać książkę w saunie (śmiech). To, jak zagospodarujemy czas wolny, zależy od nas. My wypełniamy go sauną. Jesteśmy już małżeństwem piąty rok, pewnie wkrótce zacznie się temat powiększenia rodziny, więc priorytety na pewno się przesuną. Bóg pokaże. Ale z doświadczenia innych saunamistrzów wiem, że da się pogodzić pasję z życiem rodzinnym.
A kiedy pojawia się kryzys?
Nieraz przychodzi czas, kiedy człowieka dosłownie „roznosi”. W takich momentach sauna jest dla mnie ucieczką od nerwów, od tego, co na mnie negatywnie wpływa. Przeżywając troski i zmartwienia, nie wiedząc, co zrobić w trudnych sytuacjach, sauna jest idealnym miejscem odpoczynku – przyciemnionym, wyciszonym, do którego nie weźmiemy telefonu; polecam ją ludziom uzależnionym od Facebooka i Messendżera. Teoretycznie da się zabrać telefon do sauny, ale jak bateria wybuchnie… Nie radzę! Jeżeli tylko chcemy, w saunie nic nas nie będzie rozpraszało.
Patrzysz na bycie saunamistrzem jak na swoje… powołanie?
To, co robię na termach, jest związane z niesieniem pomocy innym. Cieszy mnie to, że dzięki mojemu zaangażowaniu ktoś na drugi dzień czuje się lepiej, jest bardziej zrelaksowany i zadowolony, bo zostawił w saunie swoje troski. Po klientach widać, że naprawdę są za to wdzięczni.
Czasami podświadomie – a czasem świadomie (śmiech) – „przemycam” do sauny coś chrześcijańskiego. Może ktoś zwróci na to uwagę…
Seans w stylu góralskim to jeden z moich ulubionych. Na jego początku puszczam kawałek „Brathanków”. „Hej góry, hej góry, czemu w sercu trwoga, skoro z wierchów ciut bliżej jest do Pana Boga?”. To wcale nie oznacza, że wchodząc do sauny, zapuszczam od razu Arkę Noego (śmiech), ale kiedyś udało mi się „przemycić” kawałek 2Tm2,3 z Księgi Koheleta „Każda rzecz ma swój czas…”.
Naprawdę? Puściłeś to w saunie?
Tak. I nie zostało to w żaden sposób negatywnie odebrane. Po trzech latach współpracy z termami już wiem, kto na jakie seanse chodzi, czego ludzie oczekują, na jaką muzykę czekają, na co mogę sobie pozwolić, a na co nie.
Na seanse przychodzą księża?
Przychodzą do nas różni ludzie – bankierzy, pracownicy korporacji, pracownicy fizyczni… Przychodzą też księża i zakonnicy. Można się od nich wiele dowiedzieć i porozmawiać na przeróżne tematy.
Pod Krakowem znajduje się ośrodek prowadzony przez misjonarzy, w którym funkcjonuje saunarium ze strefą beztekstylną; są więc zachowane zasady poprawnego saunowania. Skoro duchowni nie widzą w tym nic zdrożnego, to ja też nie mam się do czego przyczepić.
Na termach współpracujesz z młodą ekipą.
Tak. To ludzie głównie między 20. i 25. rokiem życia. Współpracuję z fizjoterapeutami i masażystami, mamy nawet dwóch zawodowych żołnierzy, którzy machają z pasji.
Rozmawiasz w pracy na tematy związane z wiarą?
Nigdy nikomu nie narzucam swojej wiary. Nie ukrywam jednak, że jako starszy kolega, bazując na swoim doświadczeniu, staram się tych ludzi „nakierować”, może nawet im pomóc. Wiem, że to kiedyś zaowocuje. Być może wyniosłem to z kilkunastu lat spędzonych w Ruchu Światło-Życie – zaczynając jako uczestnik oaz, kończąc jako animator. Staram się wykorzystywać moje doświadczenie pedagogiczne. Wiadomo, czasem to wychodzi lepiej, czasem gorzej. Są dni, kiedy przychodzę na termy zdenerwowany, chodzę jak bomba zegarowa, za co serdecznie ekipę przepraszam (śmiech).
Wiem, że tymi rozmowami jestem w stanie wesprzeć ludzi duchowo. I na co dzień polecam ich modlitwie. Nawet jeśli ktoś sobie tego nie życzy i tak staram się oddawać go Bogu.
Przy okazji chciałbym pozdrowić dwóch znajomych księży misjonarzy – Piotra Dydę-Rożnieckiego i Mateusza Świstaka oraz całą ekipę TK z zarządem na czele.
Miałeś kiedyś na termach jakąś duchową rozmowę?
Ostatnio jedna z pracujących tam dziewczyn zapytała mnie o to, czy jestem wierzący. Odpowiedziałem, że tak. Czego mam się wstydzić? Mogę z kimś polemizować w sprawach wiary, ale siebie nie zmienię; zostałem wychowany przez rodziców i dziadków w wierze katolickiej.
W saunie jest bliżej do Boga?
Wiele zależy od intencji. Ktoś może wejść do sauny po to, aby napatrzeć się na nagie ciała. Ktoś inny przyjdzie, aby się zrelaksować i wyciszyć. Mnie sauna odpręża i relaksuje – przez to w głowie robię więcej miejsca dla Boga. Odnowa biologiczna i sprawy duchowe są ze sobą powiązane.
Jacek Pyrzyński – zawodowo specjalista od środków ochrony indywidualnej. Prywatnie mąż, szkoleniowiec saunamistrzów w Termach Krakowskich, miłośnik Bieszczad.
Tekst pierwotnie ukazał się na portalu DEON.pl