W

Wojna Whiskey. Najbardziej absurdalny konflikt świata?

Od pół wieku Dania i Kanada walczą o prawo do panowania nad małą wyspą w Arktyce. Chociaż jest to regularna wojna o terytorium, żołnierze znaleźli bardzo nietypowy sposób demonstrowania swojej dominacji na tym małym skrawku lądu.

Zdjęcie główne: Stijn Swinnen / Unsplash

Jest osamotniona i niezamieszkana; z daleka wygląda jak kawałek skały wystający z lodowatych wód Cieśniny Kennedy’ego – wąskiego przesmyku między Grenlandią i leżącą na północny zachód Wyspą Ellesmere’a. Chociaż geograficznie należy do Ameryki Północnej, jej polityczna przynależność jest skomplikowana, a toczący się o nią spór trudno porównać z jakimkolwiek innym konfliktem. Mowa o Wyspie Hansa, odkrytym w 1871 roku skrawku lądu o powierzchni nieco ponad jednego kilometra kwadratowego, do którego roszczą sobie prawo dwa państwa i – trzeba przyznać – robią to w ogniście wyrafinowany sposób; od 1984 roku żołnierze kanadyjskiej i duńskiej armii, aby zamanifestować wrogom swoje prawo do wyspy, zostawiają na niej… narodowy alkohol.

Wyspa Hansa | fot. Toubletap / Wikimedia Commons / CC BY-SA 3.0

W 1973 roku Kanada i Dania toczyły rozmowy na temat dominacji w regionie. Ich przedstawicielom nie udało się jednak rozstrzygnąć, które z państw ma prawo do panowania nad wyspą. Był to początek trwającej do dziś regularnej wojny o terytorium, polegającej na ustawieniu na spornym terytorium flagi i usuwaniu flagi przeciwnika. W roku 2004 bezkrwawy konflikt zaognił się do tego stopnia, że przedstawiciele armii i ministrowie obrony albo regularnie przybywali na wsypę, albo składali specjalne oświadczenia. Konflikt o Wyspę Hansa nie został rozstrzygnięty do dziś.

Mimo trwającego od lat sporu obie strony zachowały zdrowy rozsądek i poczucie humoru. Świadczy o tym alkoholowe tło konwiktu i jego mniej oficjalna nazwa: „wojna whiskey”. W 1984 roku duński mister odpowiedzialny za terytorium Grenlandii (Denmark’s minister of Greenland) odwiedził Wyspę Hansa, zostawiając na niej butelkę brandy z wiadomością: „Witamy w Danii”. Michael Byers, autor książki „Kto jest właścicielem Arktyki?”, przytoczył z kolei słowa duńskiego ambasadora w USA Petera Taksøe’a-Jensena, który powiedział, że gdy na wyspie pojawiają się wojska duńskie, zostawiają butelkę schnappsa; z kolei gdy sporne terytorium odwiedza wojsko kanadyjskie, przywozi canadian club i kartkę z napisem „Witamy w Kanadzie”.

Chociaż Wyspa Hansa wydaje się mieć znikomy wpływ na stosunki duńsko-kanadyjskie, ten mały skrawek lądu już w niedalekiej przyszłości może stać się ważnym punktem strategicznym w cieśninie, której niewielkie do tej pory znaczenie – w związku z ocieplającym się klimatem – będzie rosło. Oznacza to, że duńsko-kanadyjski spór nie jest całkowicie bezzasadny, a rywalizacja dwóch armii jest czymś więcej niż „oznaczaniem” terytorium. Tym bardziej zdumiewa sposób, w jaki duńscy i kanadyjscy żołnierze manifestują przeciwnikom swoją dominację na wyspie.

To, co najbardziej intryguje mnie w sporze o Wyspę Hansa, to przeniesienie ciężkości – jak by nie było – z międzynarodowego konfliktu na coś, co bardziej przypomina przyjacielską rozgrywkę niż wojnę.

Kiedy myślę o „wojnie whiskey”, przypomina mi się „bożonarodzeniowy rozejm”, do jakiego doszło w Ieper na froncie zachodnim w 1914 roku, kiedy alianckie i niemieckie oddziały na pewien czas całkowicie zaprzestały walk. Do pierwszych prób bratania się doszło w czasie Wigilii; żołnierze wykrzykiwali z okopów życzenia i śpiewali kolędy. Następnie obie strony zgodziły się na pochowanie zwłok kolegów leżących na ziemi niczyjej. W Boże Narodzenie walczący ze sobą mężczyźni, wspólnie z dowódcami, wyszli z okopów i wymienili się prezentami. Podobno Niemcy podarowali aliantom beczkę piwa, dostając w zamian owocowy pudding. Rozegrano nawet mecz, przerwany przebiciem piłki o wystający drut kolczasty (3:2 dla Niemiec). Chociaż w drugi dzień świąt wierni rozkazom przełożonych dowódcy próbowali zakończyć rozejm, w niektórych jednostkach przeciągał się on nawet do 3 stycznia; wśród oddziałów niemieckich doszło nawet do buntu. Ostatecznie walki wznowili snajperzy obu stron, powstrzymujący strzałami wychodzących na ziemię niczyją żołnierzy.

Ludzie od wieków biorą udział w konfliktach; wiele z nich to tragiczne w skutkach wojny. Na ich tle spór o Wyspę Hansa wydaje się niewiele znaczącą potyczką; a jednak jest w tym wszystkim coś niezwykłego, dającego nadzieję, podobnie jak w przypadku spontanicznego rozejmu na froncie I wojny światowej. Te dwie historie są dowodem na to, że dla większości ludzi wojna jest zła, nienaturalna, niechciana – choć niestety czasami konieczna. Jednak nawet tam, gdzie interesy większych i ważniejszych biorą górę, jest miejsce na poczucie humoru, dobroć, przyjaźń i braterstwo. Jak inaczej nazwać mecz piłki nożnej rozegrany na ziemi niczyjej albo alkohol zostawiany przeciwnikom na spornym terytorium? To przepis na zrobienie z wroga brata.

Nie da się w nieskończoność podmieniać flag i butelek alkoholu. Kiedyś interesy polityczne wezmą górę, a Kanada i Dania będą musiały znaleźć rozwiązanie konfliktu. Kraje te należą do Sojuszu Północnoatlantyckiego, więc obejdą się bez użycia siły. Przynależność do NATO nie zmieni jednak faktu, że jedna strona wygra, druga poniesie porażkę.

To, co najbardziej intryguje mnie w sporze o Wyspę Hansa, to przeniesienie ciężkości – jak by nie było – z międzynarodowego konfliktu na coś, co bardziej przypomina przyjacielską rozgrywkę niż wojnę. Duża w tym zasługa kanadyjskich i duńskich żołnierzy, którzy postanowili zadbać, by na Hansie nigdy nie zabrakło alkoholu. Jestem pewien, że podmienianie butelek schnappsa i canadian club to dla nich nie tylko tradycja, ale i sposób na podtrzymanie więzi, których potrzebuje każdy człowiek. Może z tego powodu dla ludzkości byłoby lepiej, gdyby Dania i Kanada nigdy nie zakończyły tego konfliktu.

Tekst pierwotnie ukazał się na portalu DEON.pl

CategoriesPodróże
Piotr Kosiarski

Kiedyś pracowałem jako pilot wycieczek, dziś jestem dziennikarzem, a moją największą pasją jest podróżowanie. To ono sprawia mi frajdę i mobilizuje do pisania. Uważam, że rzeczy materialne starzeją się i tracą na wartości, a radość z podróżowania jest ponadczasowa i bezcenna. Moim ulubionym kierunkiem jest północ, a dokładniej wszystko „w górę” od pięćdziesiątego równoleżnika. Od miast wolę naturę, najlepiej oglądaną z okna pociągu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *