M

Maja Frykowska: Bóg jest gentlemanem

„Diabeł miał dla mnie zupełnie inny plan”. Gwiazda „Big Brothera” opowiada o swoim dzieciństwie, ciemnych stronach show-biznesu i radości, jaką dała jej relacja z Chrystusem.

Zdjęcie główne: Jonathan Borba / Unsplash

Piotr Kosiarski: Każdy zasługuje na drugą szansę?

Maja Frykowska: Absolutnie tak. Ludzie często patrzą na innych przez pryzmat tego, co widzą na zewnątrz, nie zastanawiając się, co jest przyczyną takich, a nie innych zachowań. To trochę tak jak patrzenie na wierzchołek góry lodowej: nie mamy pojęcia, co jest pod spodem. Ranimy w ten sposób innych.

Ostatnio słyszałam, że mój kolega z branży pogodził się z Bogiem. Do tego momentu nosił maskę. Próbował być kimś, kim nie był, i bardzo przez to cierpiał.

Myślę, że zawsze powinniśmy dawać sobie i innym drugą szansę. I nie osądzać. Zanim się nawróciłam, byłam osądzana i sama osądzałam innych.

Dziś patrzysz na swoje życie z innej perspektywy. Czy jest coś, co chciałabyś zmienić w swojej przeszłości?

Nie, niczego nie chciałabym zmieniać. To jest pewne.

Twoje życie było dalekie od ideału, a mimo to mówisz, że nie chciałbyś niczego zmieniać?

Sytuacje, w których się znalazłam, ukształtowały mnie taką, jaką jestem dzisiaj i ostatecznie doprowadziły do spotkania z Bogiem.

Kim dla Ciebie jest Jezus Chrystus?

Jest moim światłem, wsparciem i nadzieją. Wszechmocny, wspaniały, nieoceniony, nieokiełznany, nieprzewidywalny… Gdyby nie On, moje życie wyglądałoby dziś inaczej; diabeł miał dla mnie zupełnie inny plan.

Cały czas powtarzam to moim znajomym: gdybyśmy mieli świadomość tego, jak ogromną moc zostawił nam Jezus, gdybyśmy całkowicie oddali się w Jego ręce, nie wchodzilibyśmy na przykład w okultyzm i w używki.

A jednak sięgamy po to, od czego powinniśmy się trzymać z daleka.

Bo nieustannie poszukujemy jakiejś duchowości. Jesteśmy dziećmi Bożymi, dlatego gdzieś z tyłu głowy nam to świta. Ale nie do końca wiemy, gdzie szukać. Dlatego tak łatwo nam zbłądzić. Uciekamy w alkohol, w narkotyki. Dzięki nim przez chwilę możemy poczuć się jak królowie wszechświata; wydaje nam się, że tak już będzie zawsze. Ale to jest błędne koło, coraz bardziej się pogrążamy.

Ludzie nie mają świadomości, że używki i okultyzm mogą otwierać na świat demoniczny. Piszę o tym w mojej książce, ale wiem, że niektóre osoby się ze mną nie zgodzą.

W swoim życiu przekonałaś się, że granica między światem duchowym a fizycznym potrafi być cienka.

Ludzie, którzy nie są nawróceni, są „przeźroczyści” dla świata duchowego. Po prostu sobie żyją; diabeł ich nie rusza, bo wie, że i tak ich dusze finalnie należą do niego. Ale kiedy ktoś zaczyna szukać Boga, czy kiedy się nawraca i zaczyna wierzyć w istnienie świata duchowego, przestaje być dla niego obojętny. Wtedy często zaczyna się bombardowanie. Na początku może to przerażać. Ale gdy mocniej wchodzi się w wiarę, zaczyna się rozumieć schematy działania diabła. Po moim nawróceniu, kiedy pisałam książkę, działy się różne, dziwne rzeczy.

Co takiego miało miejsce?

Słyszałam na przykład głos w mojej głowie, by nie kończyć książki. Na szczęście moja przyjaciółka, która również się nawróciła, motywowała mnie, żeby jednak doprowadzić do końca to, co zaczęłam. Diabeł próbował też rozdzielić naszą przyjaźń, ale od razu uruchomiłam wszystkie możliwe kanały modlitwy i to nas uratowało.

Doświadczałaś egzorcyzmów?

Nie tylko doświadczyłam, ale przechodziłam egzorcyzmy. Ataki demoniczne zaczęły się przed moim nawróceniem. Byłam wtedy najbardziej wkręcona w środowisko imprezowe. Ciągle jakieś balangi i tony marihuany, którą paliłam. Dochodziło do tego, że wypalałam gram dziennie! Zanim wstałam, musiałam zapalić. W pierwszych chwilach wszystko było piękne, ale szybko dochodziło do tego, że zaczynałam czuć obecność demonów. Doświadczałam wychodzenia z ciała. Myślę, że było to spowodowane praktykami, które stosowałam – poddawałam się hipnozie, różnym obrzędom; otworzyłam się na świat złego. Nie chcę się na tym za bardzo koncentrować, bo kiedy rozmawiamy za dużo o szatanie, wywyższamy tego, który na to nie zasługuje. Zapewniam jednak, że świat duchowy istnieje i ludzie codziennie są poddawani próbom.

Wiele znanych osób nie udźwignęło tych ciężarów. Przegrali z narkomanią, alkoholizmem… Ich fani myśleli, że są w doskonałej formie, dopóki nie dowiedzieli się o ich samobójstwie.

Myślę, że to przez pustkę. Kiedy w naszych sercach nie ma dobra, nie są wypełnione Bożym Duchem, nasycamy się tym, co jest złe. I czasami zdarza się, że niektórzy odbierają sobie życie.

Diabeł jest księciem tego świata, a show-biznes bardzo mocno w nim tkwi. Sława dosłownie zżera człowieka, potrafi wprowadzić go w iluzję, że jest wyjątkowy.

Jak udało Ci się z tego wyjść?

Aby się zmienić, musiałam sięgnąć dna. „Sex, Drugs and Rock and Roll” – tak wyglądało moje życie; mówię o tym otwarcie. To wszystko było – nie chcę używać słowa „puste”, by nikogo nie obrazić – związane z pożądliwościami tego świata.

Show-biznes potrafi ukryć ludzkie kompleksy, zatuszować zranienia. Ale gdy ktoś jest dwadzieścia cztery godziny na dobę na świeczniku, wtedy zaczynają się stany depresyjne i przestaje być „fajny”. Wtedy najłatwiej jest sobie coś zapodać. Przez chwilę można lecieć na alkoholu i narkotykach i jest super, ale później przychodzi samotność.

Mnie to zmęczyło. Nic mi nie wchodziło tak, jak chciałam; wracałam do domu, który był pusty. Z jednej strony bardzo chciałam mieć rodzinę, z drugiej – marzyłam o wielkim świecie, byciu gwiazdą, najlepiej w Hollywood. Przychodziło coraz więcej porażek, paliłam coraz więcej marihuany. Wegetowałam, jak roślina. Najpierw pojawiły się ataki demoniczne, potem straciłam dwie bardzo ważne prace, w których zarabiałam olbrzymie pieniądze. Zostałam bez niczego, bez żadnego pomysłu na siebie. Dochodziło nawet do tego, że próbowałam rozmawiać z moim zmarłym tatą, ściągając ciągle na siebie jakieś złe rzeczy… I w końcu zawołałam do Boga, żeby coś z tym zrobił.

A Bóg odpowiedział.

Któregoś dnia zadzwoniła do mnie koleżanka, której tak naprawdę wcale nie lubiłam, i zaproponowała mi rolę w filmie. Męczyła mnie przez miesiąc. W końcu powiedziałam jej, że zgodzę się, jeśli mi zapłaci konkretną kwotę. Powiedziała „tak”. Pojechałam na casting, który… był połączony ze ślubem i weselem! Byłam bardzo zła. Ale chyba taki był zamysł Boży, bo gdybym wiedziała, na co się piszę, nigdy bym się tam nie pojawiła. Następnego dnia spóźniałam się na pociąg. Wtedy brat tej koleżanki, Tomek, który wracał do Warszawy ze swoją żoną, zaproponował, że mnie podwiozą. Zdziwiło mnie to, że są tacy mili, że nie widzą w niczym problemu, że zgodzili się odwieźć mnie pod sam dom, mimo że byli z drugiego końca miasta. W samochodzie nawiązała się rozmowa. Powiedziałam im, że jestem w moim życiu na granicy, pogubiona i mam dosyć wszystkiego. W pewnym momencie Tomek zapytał mnie, czy jestem gotowa, aby oddać swoje życie Jezusowi. Powiedzieli mi, że jeśli to zrobię, moje stare życie zostanie wymazane, a ja będę nowym człowiekiem. Zgodziłam się. Wyznałam w myślach moje grzechy i oddałam swoje życie Chrystusowi. Jakiś czas później przyjęłam chrzest!

Zaczęły dziać się dobre rzeczy. Bóg konsekwentnie odcinał to, co było złe – ludzi, pracę. Po nawróceniu zdarzyło mi się jeszcze raz upaść. Ale dziś wierzę, że było mi to potrzebne po to, bym mogła zweryfikować, po której stronie naprawdę chcę być.

Czy dzięki temu, że się nawróciłaś, łatwiej Ci było podnieść się z tego upadku?

Oczywiście! Czułam nieprawdopodobną różnicę.

Co działo się potem?

Bóg mi pobłogosławił. Dał kochającego męża, rodzinę, której tak bardzo pragnęłam. Lekarze mówili mi wcześniej, że nie będę mogła mieć dzieci, a mam wspaniałą córeczkę!

Jak poznałaś swojego męża?

Na Facebooku. Prosiłam Boga, żeby postawił na mojej drodze nawróconego człowieka. Dwie godziny później dostałam zaproszenie od mężczyzny, na którego profilu zobaczyłam, że jest chrześcijaninem. Zadzwoniłam do mojego ojca duchowego i powiedziałam mu, że poznałam nawróconego faceta. Odparł, że nic nie muszę mówić. „Bóg kazał mi modlić się za ciebie. I modliłem się całą noc. To będzie twój mąż” – powiedział. „Jak możesz tak mówić, skoro nawet go nie znasz?” – pytałam zdenerwowana, a on w kółko powtarzał: „To będzie twój mąż”. I stało się!

Jak osoby z branży reagują na Twoje nawrócenie?

Kiedy pierwszy raz przyznałam się do Jezusa, wyśmiano mnie. Sądzono, że w ten sposób się lansuję. Przestraszyłam się. „Boże, jak to ma tak wyglądać, to dziękuję bardzo”. Wtedy też dostałam propozycję zagrania jednej z ról w bardzo dobrym serialu, który cały czas jest na antenie. Ale producenci wycofali się z tego. Stwierdzili, że skoro jestem tak święta, to widocznie nie nadaję się do tej roli. Na sześć lat wycofałam się z show-biznesu.

Za drugim razem – w czasie nagrania do „I Am Second” – byłam już gotowa na to, by mówić o Bogu wprost; nie bałam się tego, jak zareagują media. Obchodziło mnie tylko to, co myśli o mnie Bóg. O dziwo, po moim świadectwie nie tylko nie było ani jednego złego komentarza, ale stało się coś zupełnie odwrotnego – ludzie z branży zaczęli do mnie pisać z pytaniami, jak to jest poznać Jezusa!

Kiedy byłaś dzieckiem, przyjęłaś Chrzest i Pierwszą Komunię. Dlaczego po swoim nawróceniu nie wróciłaś do Kościoła katolickiego?

Wywodzę się z rodziny katolickiej, ale niepraktykującej. W naszym domu nie rozmawiało się o Bogu. Kiedy byłam małą dziewczynką i przychodziłam do kościoła, bardzo mocno podkreślano w nim, że każdy ponosi konsekwencje swoich grzechów, że Bóg jest kimś, kto karze za grzechy. Dziś wiem, że jest inaczej! To były złe nauki. Biblia jasno i wyraźnie mówi o tym, że to grzech nas oddziela od Boga, a nie sam Bóg! On nas nie karze.

Kościół katolicki nigdy nie dawał mi poczucia bezpieczeństwa. Czułam się w nim osądzana za moje złe uczynki.

W Kościele katolickim często powtarza się, że cierpienie jest „krzyżem”, przez który Bóg nas doświadcza. Uważam, że to nie jest prawda. To są konsekwencje tego, co robimy, naszych grzechów. To nie Bóg nas doświadcza, tylko diabeł próbuje nam wmówić, że tak jest.

Jestem katolikiem i muszę powiedzieć, że coraz rzadziej słyszę, że Bóg jest kimś, kto nas karze za grzechy. Zamiast tego kładzie się nacisk na Boże miłosierdzie.

To prawda, Kościół katolicki się zmienia. Myślę, że żyjemy w czasach ostatecznych i diabeł próbuje ośmieszać Kościół katolicki poprzez wyciąganie słabości ludzi. Przez to, że tak się dzieje, wprowadza chaos do serc tych, którzy mogliby się nawrócić lub zbliżyć do Boga. Jeżeli ludzie widzą natłok złych rzeczy w Kościele, zaczynają się zastanawiać, czy on im jest w ogóle potrzebny. „Po co mam się nawracać, skoro żyję dokładnie tak, jak ktoś, kto powinien być dla mnie wzorem?”. Moim zdaniem to strategia złego ducha.

Należysz do Kościoła protestanckiego.

Należę do grupy Kościołów protestanckich, zwanych Kościołami ewangelicznymi.

Szanujemy wszystkie Kościoły, które mają swoje poglądy i tradycje. Tak naprawdę głęboko wierzę w to, że kiedyś wszyscy chrześcijanie znowu się zjednoczą. Jesteśmy w końcu jedną, wielką rodziną. Chrześcijaństwo ma różne oblicza: kościół katolicki, kościoły prawosławne i kościoły protestanckie. W każdym z tych nurtów są różne tradycje, a jedną z nich jest ruch charyzmatyczny, który występuje we wszystkich kościołach a polega na osobistej relacji człowieka z Bogiem i doświadczaniu napełniania Duchem Świętym. Tak jak wspomniałam, jesteśmy rodziną kościołów chrześcijańskich, gdzie podstawą jest Pismo Święte i wiara w Jezusa Chrystusa.

Napisała do mnie pewna dziewczyna, katoliczka: „Siostro! Nie interesuje mnie, z jakiego jesteś kościoła , ale to, że jesteś moją siostrą w Panu”. Bardzo mnie to wzruszyło.

W opisie swojej książki zdradzasz, że Bóg jest dla Ciebie Ojcem. Jak to rozumiesz?

Dosłownie. Niezależnie od tego, czy mam lepszy dzień, czy gorszy, prowadzę z Bogiem dialog. Widzę, że kiedy jest natłok pracy i nie uda mi się przeczytać Biblii, porozmawiać z Nim, to wtedy w całym dniu panuje chaos. A kiedy zaczynam się modlić, czuję nieprawdopodobny spokój. Myślę, że człowiek, który się nawraca, doskonale wie, o czym mówię. Mój ojciec duchowy, dzięki któremu się nawróciłam, kiedy jest źle, zawsze mówi: „Wskakuj na kolana do Taty i porozmawiaj z Nim”.

Uważam, że Bóg jest niezwykłym gentlemanem! My, kobiety, czyli istoty bardziej kruche, potrzebujemy Jego wsparcia. Dlatego kiedy się modlę, mówię: „Tato, jest taka sytuacja, wszystko rozumiem, ale jestem kobietą, więc proszę, pomóż mi w tym” (śmiech).

Wychowywałaś się bez ojca. Czy Bóg pomógł Ci wypełnić pustkę po tacie?

Tak. Uważam, że wiele z tego, co dzieje się w naszym życiu, bierze swój początek z dzieciństwa. Rodzice mają na nas ogromny wpływ. Ja tych rodziców nie miałam, wychowywała mnie babcia. Zawsze brakowało mi taty. Czułam się przez to gorsza, niedowartościowana. Myślę, że dziewczynki, kiedy dorastają, bardzo potrzebują ojcowskiego autorytetu.

Chłopcy też. Zapewniam.

Okazuje się, że kiedy taty nie ma, zaczynamy się gubić i błądzić. Ja naprawdę przez długi czas nie mogłam pojąć, że Bóg kocha mnie miłością bezwarunkową jako Ojciec. Zawsze myślałam, że skoro ziemski tata mnie zostawił, to widocznie mnie nie kochał. Dzisiaj to zrozumiałam i zaczęłam inaczej na niego patrzeć. Gdybym mogła, powiedziałbym mu dziś, że mu wybaczam. To, co on przeżył w dzieciństwie, nie mogło dawać mu poczucia, że jest normalnym tatą. On też nie miał ojca, podobnie jak mnie wychowywała go babcia.

Chociaż coraz bardziej zaczynam rozumieć bezwarunkową miłość Boga do mnie, ciągle mam z nią problem. Ale uczę się jej i ona każdego dnia jest coraz większa. Ta relacja z Bogiem powoduje, że chcę Go poznawać!

Niedawno rozmawiałaś z Kingą Rusin i Piotrem Kraśko w Dzień Dobry TVN. Wielu internautów zauważyło, że program nie przebiegał w przyjemnej atmosferze.

Wychodząc ze studia, miałam poczucie, że rozmowa nie poszła w tym kierunku, w którym miała pójść. Nie powiedziałam ani o Bożym dziele, ani o mojej książce. Tymczasem okazało się, że Bóg potrafi zamienić to, co jak się wydaje nam nie wyszło, w coś bardzo dobrego.

Nie poczułam się jakoś specjalnie dotknięta czy urażona. Wierzę, że ta rozmowa była potrzebna, żeby skłonić ludzi do refleksji: „Może z tym światem duchowym rzeczywiście jest coś na rzeczy?”.

Co więcej, rozmawiając z Kingą i Piotrem, czułam totalny spokój. Miałam wrażenie, że Bóg trzyma rękę na moim ramieniu i mnie wspiera.

A Wojciech Cejrowski? Kilka lat temu spotkało Cię z jego strony wiele przykrości.

Kiedy Wojciech Cejrowski dowiedział się o tym, że się nawróciłam, powiedział jedno ważne i prawdzie zdanie. Gdy został zapytany przez Agnieszkę Gozdyrę o to, czy „nawrócił Frykowską”, odparł: „Nie, to Bóg ją nawrócił”.

Z drugiej strony niepotrzebnie odwołał się do fragmentu Pisma Świętego o tym, że jeśli twój brat robi źle, to powinieneś go upomnieć. W porządku, ja się z tym zgadzam, ale nie powinno mieć to miejsca przed milionami widzów. W tej chwili nie żywię już do niego żadnej urazy.

Dziś całkowicie przyznałam się do Boga, stawiam Go na pierwszy miejscu, chcę Mu służyć i wiem, że On przyznaje się do mnie. Każdemu życzę takiej relacji. Ona daje spokój i nieprawdopodobną miłość do drugiego człowieka. A to jest przecież jedno z najważniejszych przykazań.


Maja Frykowska – aktorka. Swego czasu była jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w Polsce. W mediach funkcjonuje od 15 lat z 5-cio letnią przerwą w karierze. Przerwa ta związana była z tym, że Maja wyszła za mąż, urodziła córeczkę i przede wszystkim nawróciła się. Dzisiaj powraca po 6 latach aby opowiedzieć cała swoją historię w książce „Pokonaj siebie”. „W książce opisuję moją historię bez koloryzowania: moje upadki i wzloty – bez owijania w bawełnę, jednak z pozytywnym zakończeniem. Lekcja życia którą dostałam może być przestrogą dla innych i zachętą do budowania prawdziwej relacji z Bogiem – naszym przyjacielem, ojcem i lekarzem. Przede wszystkim jednak chcę pokazać, że warto śmiało sięgać po swoje marzenia” – podsumowuje Maja Frykowska, autorka książki, której premiera miała miejsce 26 października.

Tekst pierwotnie ukazał się na portalu DEON.pl

CategoriesLifestyle
Piotr Kosiarski

Kiedyś pracowałem jako pilot wycieczek, dziś jestem dziennikarzem, a moją największą pasją jest podróżowanie. To ono sprawia mi frajdę i mobilizuje do pisania. Uważam, że rzeczy materialne starzeją się i tracą na wartości, a radość z podróżowania jest ponadczasowa i bezcenna. Moim ulubionym kierunkiem jest północ, a dokładniej wszystko „w górę” od pięćdziesiątego równoleżnika. Od miast wolę naturę, najlepiej oglądaną z okna pociągu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *